O czytaniu słów kilka…
Da się wyróżnić co najmniej dwa rodzaje literatury kobiecej, a konkretnie ukonstytuowane na dwu przeciwstawnych nurtach. Jedna, wyrosła z wciąż żywej koncepcji ? patriarchatu, druga zaś patriarchatowi stanowczo zaprzeczająca. Oba bieguny mają się świetnie, rozwijają się dość niezależnie i co dziwne, nie prowadzą z sobą otwartej wojny. Istnieją cicho i niestrudzenie we własnych przestrzeniach, dzieląc jednak kobiece czytelniczki na dwie części. Gdybym zechciała być złośliwa, to nierówno podzieliłabym te grupy, szablon przyjąwszy powiedzmy człowieka. Miłośniczkom patriarchatu przypisawszy zaledwie nogi, zaś tej drugiej zbiorowości, zaszczytniejszą połowę z głową. Tworzyć uprzedzenia i powielać wrogość jest dla mnie rzeczą obrzydliwą, zatem sprawiedliwie wymierzam po fragmencie.
Mimo wszystko piękne to, że czytamy. Nawet jeśli pozycje gorsze, to jednak warto, bo palce do papierowych kartek przytwierdzone, sygnały do mózgu wysyłają, więc nie umrzemy. Nawet jeśli książki coraz słabsze będą, a przecież to możliwe i jeśli tylko pozycje tzw. ?lotniskowe? o promocyjnych ofertach ?buy one get two free?, jakie plagą goszczą
u naszych zachodnich sąsiadów, to wciąż więcej z tego pożytku, niż nieszczęścia. Czytasz, więc nie umrzesz, że przewrotnie podsumuję.